wtorek, 27 listopada 2012




Obudziłem się o 3.20 nad ranem przykuty do szpitalnego łóżka podłączony do respiratora. Słyszałem tylko cichy płacz- to był płacz mojej mamy.. dobiegający z sali obok.. nie miałem odwagi  z nią rozmawiać było mi głupio że chciałem zostawić ją z tym wszystkim samą i tak zwyczajnie odejść bez słowa zupełnie jak ojciec, Tata chorował na raka płuc z przerzutem do mózgu nie dał rady chorobie i poddał się.  .Mama jest wiecznie zabiegana, zapracowana ciągle wyjeżdża na różne seminaria mam do niej ogromny żal ,że nigdy nie miała czasu by mnie przytulić i powiedzieć że mnie kocha,sprawić że przez chwilę mógłbym poczuć się najważniejszym dzieckiem na świecie. Nie chciałem zrobić jej przykrości  ja po prostu nie widzę miejsca dla siebie - nikt nie ma pojęcia o moich problemach  .Pamiętam,że jeszcze w gimnazjum poszedłem do szkolnej psycholog  powiedziała,że mam się lepiej zabrać  za naukę i nie wymyślać problemów bo nie mam o życiu kompletnego pojęcia  byłem pewien ze jestem gotowy na śmierć, chciałem by była  szybka bez żadnych komplikacji .To było w kuchni przypomniałem sobie o szufladzie  szybko połknąłem  tabletki które znajdowały się tam było ich zaledwie dwadzieścia parę  .Mama zawsze mówiła ze są silne.. ale dlaczego Bóg nie pozwolił mi odejść , skoro byłem gotowy a może to jakiś znak..
Nazywam się Michał mam lat 17 i przeżyłem próbę samobójczą..


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz